poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Trasa TZ "Kiedyś byłem nawet motorniczym, ale teraz jestem niczym"

 

Kiedyś byłem niezłym motorniczym
Kiedyś byłem niezłym motorniczym...

Czas na słów kilka o najtrudniejszej trasie V MnO "Urwisko 2020", czyli trasie TZ, to jest zaawansowanej. Nazwa trasy "Kiedyś byłem nawet motorniczym, ale teraz jestem niczym" to cytat ze znanej i starej jak świat piosenki T. Love "Motorniczy". Pojawiła się ona na trzecim z kolei albumie zespołu pt. "King", wydanym w roku 1992. Ile ja miałem wtedy lat? Dwanaście i świat zdawał się stać przede mną otworem (albo stał przed otworem - oczywiście bez podtekstów seksualnych - jak mawiał mój kolega z podstawówki Marian, zdaje się, że kiedyś już o tym pisałem, ale nie pamiętam, na którym blogu).

Dopóki nie zamknął się przede mną z wielkim hukiem, a miałem wtedy lat nieco ponad piętnaście i zacząłem uczęszczać do VI LO w Gdyni. Nie było lekko, zmiana środowiska, okres dorastania, burza hormonów, depresja, żadnych flowów, ciągłe swobodne spadanie głową w dół. Ale właśnie wtedy w VI LO, dzięki kolegom z mojej klasy IF oraz kolegom z równoległej klasy IE (mieliśmy łączony WF i podczas ćwiczeń na siłowni puszczało się taką muzykę, jaką kto lubił, a właściwie jaką większość lubiła albo nawet niech będzie, że mniejszość, ale ta bardziej śmiała, reszta - niech już będzie, że była jak te owce, jak mawiał niedawno prezydent Łukaszenka, biernie chwytała, co się im wcisnęło). Zaraz, o czym to ja?... Aha, a więc podczas lekcji WF na siłowni w VI LO puszczana była nasza ulubiona muzyka. Ja tam ze swoim Queen nie wyskakiwałem, zresztą wtedy nie wyskakiwałem ani z niczym, ani do nikogo. Byłem doskonałą owcą w stadzie, czekającą, aż ktoś ją zagryzie. Tak więc puszczana była ta muzyka i co tam leciało? Pamiętam, że leciał Iggy Popp i kultowy "Passenger", chociaż chyba częściej w wykonaniu Kultu. Leciały oczywiście inne kawałki Kultu, bo Kult był wtedy wśród młodzieży w moim wieku kultowy. No ale leciał też T. Love, który wcześniej mało znałem. Może coś mi się wcześniej obiło o uszy podczas wyjazdów z klubu Flota Gdynia na zawody sportowe, czy wyjazdu na mój jedyny w życiu obóz kondycyjny, a miałem wtedy lat 14 i pojechaliśmy do Jeleniej Góry Sobieszowa. No więc chyba wtedy w tym Sobieszowie kolega rebeliant średniodystansowiec (podobnie jak ja biegał na 800 metrów i 1 km, czyli popularnego "kanta") Michał Maliszewski (miał stanowczo zły wpływ na mnie i na brata, a i tak byliśmy w niego wpatrzeni, takie to były gówniarskie czasy i filozofia) puszczał z magnetofonu oprócz Sepultury i Iron Maiden, też T. Love. Ale to było tylko jak liźnięcie tortu przez szybę. Prawdziwa fascynacja T. Love zaczęła się od lekcji łączonego WFu na siłowni w I klasie liceum - głównie w tym moim depresyjnym ówczesnym czarnym świecie totalnej izolacji od bodźców zewnętrznych trzymałem się szarej egzystencji jak zawieszone oko na szypułce albo jak radziecki żołnierz w Afganistanie zawieszony na swoich wybebeszonych flakach na piosence "Dzikość serca"... Ale hola, mój drogi panie - słusznie zauważycie - "Dzikość serca" to piosenka, która patronuje trasie TU, a o niej miało będzie później.

Mniejsza jednak o to. Miało być o trasie TZ, ale skoro odpłynąłem i rozpisałem się, jak zaczęła się moja fascynacja zespołem T. Love, to niech już tak będzie. Pod koniec I klasy liceum jeszcze jedna piosenka T. Love mocno wpadła mi w ucho i zryła mi dekiel.  "I love you". To już było jakoś w tym czasie, kiedy wychodziłem z depresji, aby wejść w stan religijnej psychozy, czy jakiejś innej ozy, jakby to powiedział Witkacy (ach, zawsze ten Witkacy). Ale były w tym czasie jeszcze inne piosenki T. Love - "Na samym dnie" - pamiętam jak guzdrałem się rano do szkoły, mamlałem śniadanie, oprócz wstrętu do jedzenia czując głownie wstręt do życia i pani od matematyki, a to leciało akurat z radia. Był też "Bóg" i tęsknota za absolutem.

Miało być o trasie TZ, a więc dobrze, coś może jednak o niej powiem. Będzie miała 7,0 km. Limit czasu 225 min. + 75 min. limitu spóźnień. Będzie obłędnie trudna, choć na tę edycję Urwiska chciałem przygotować nieco łatwiejszą jej wersję. Przepraszam znów mi nie wyszło ("Znowu w życiu mi nie wyszło", ale to już śpiewał kto inny, nie T. Love, chyba Budka Suflera). Historia tras TZ na Urwisku to historia wielkiego cierpienia uczestników i ich depresji, którą chciałem się z nimi hojnie podzielić i zapewne mi się to w znacznym stopniu udało. Tradycja będzie kontynuowana, przynajmniej do V edycji zawodów. Dość powiedzieć, że Piotr Spisak, który zajął II miejsce na czwartym Urwisku uzyskał wynik 1491 punktów karnych! To aż niemożliwe, że udało się przebić legendarne koła zębate (szerzej poczytaj o nich w nonsensopedii Tytusa Romka i A'Tomka) z I edycji zawodów. No i kto da więcej? Czyżby znów 1500 - 1700 karnych dawało podium?... 

Na koniec - dlaczego właściwie ten "Motorniczy". Czemu jego wybrałem na patrona dla trasy TZ? No właśnie, bo jak zaczyna się prawdziwa depresja najtrafniej sobie zanucić w ślad za Muńkiem Staszczykiem: "Kiedyś byłem niezłym motorniczym, ale teraz jestem niczym". Nic innego nie pozostaje... Ewentualnie jeszcze: "to dobry chłopak był i mało pił".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz